Post by Modrick on Sept 17, 2014 16:55:09 GMT
Posterunek Tethyamar
<wizja, jakiej członkowie drużyny doświadczyli po detonacji półkul residium, jakich powiernikami byli podczas misji w starożytnym netherilskim posterunku na dawno zaginionym kontynencie północnym>
Potężna eksplozja residium oślepiła was na moment, a zaraz potem znaleźliście się ponownie w
bezkresnej przestrzeni wypełnionej unoszącymi się obiektami najróżniejszego rodzaju. Po raz kolejny
w waszej wizji pojawiło się wściekle zielone pulsowanie, wywołując kolejne obrazy. Widok, jaki
zobaczyliście, był jednak wyjątkowo znajomy. Oto posterunek bane’itów, wciąż w pełni funkcjonalny
i grupa „specjalna” rzekomych agentów zhentarimskich, wyruszająca do krasnoludzkiego miasta
w Podmroku. Jednakże cokolwiek zarejestrowało te obrazy, nie podążyło za wami. Zamiast tego
pozostało zawieszone w głównej sali kompleksu jaskiń, ukazując magiczny portal, który lada chwila
miał zostać otwarty na rutynową komunikację z Twierdzą Zhentil. Kilka godzin później tak też się
stało, a dowódczyni posterunku, Kara Chermosk, wydawała serię komend podwładnym, wysyłając
kilku z nich przez portal i wręczając im jakieś zapieczętowane dokumenty. Cały posterunek został
postawiony w tym czasie na nogi, a portal pozostawał otwarty przez kolejne godziny bez śladu
aktywności.
Nagle zaczęły pojawiać się przechodzące przez niego postacie: najpierw wybitnie przerażeni strażnicy,
wcześniej wysłani z wiadomościami, zaraz za nimi zaś wkroczyła budząca respekt postać w długich,
czarnych szatach ozdobionych magicznymi runami, należąca niewątpliwie do zhentarimskich magów.
Za nią zaś przybyło kilku niższych rangą adeptów, dwa kamienne golemy i dwa wampiry. Zgromadzeni
na tę okazję okoliczni strażnicy w zdumieniu podziwiali przybyszów, nie mieli na to jednak za wiele
czasu, bo oto jeden ze strażników rzucił się z obnażoną bronią na pierwszego z powracających
posłańców, któremu przebił gardło ostrzem, zabijając go na miejscu. Zaraz potem padł jednak
rażony czarem posłanym z rąk dowodzącego oddziałem przybyszów czarodzieja. Tenże dowódca
zaś wdał się w ożywioną dyskusję z Karą Chermosk, która to rozmowa zdawała się budzić panikę
w słuchających jej strażnikach. I słusznie, bo niedługo potem dwudziestu żołnierzy Zhentarimów
zostało zgromadzonych przed portalem i zabitych przez adeptów czarnoksiężnika na oczach całego
garnizonu, by chwilę potem zostać wskrzeszonymi jako ghule. Kilka godzin później cały oddział
nekromanty opuścił główną salę, kierując się w głąb kompleksu.
Kolejne kilka dni upłynęło we względnym spokoju, aczkolwiek posterunek postawiony był w stan
alarmu i strażnicy całymi dniami ćwiczyli w głównej sali, pod krytycznym spojrzeniem dowódczyni. W
miarę upływu czasu jednak poczucie zagrożenia zdawało się maleć i rutyna powróciła do garnizonu.
I tego samego dnia rozpętało się piekło. Nic nie zwiastowało nadejścia zagrożenia, nie było żadnych
wyładowań magicznych, żadnych objawów zaniepokojenia wśród załogi posterunku. W jednym
momencie przechadzali się po głównej sali, zajmując się swoimi sprawami, w drugim walczyli o życie.
W jednej chwili w całej sali zmaterializowały się cieniste postacie, dzierżące promieniujące
nienaturalną aurą miecze i zaczęły masakrować kompletnie zaskoczonych obrońców. Gdy tylko któryś
ze strażników zdołał zebrać się na próbę ataku, jego przeciwnik znikał, teleportował się tuż za jego
plecami i przeszywał go na wylot mieczem. Garnizon nie miał żadnych szans, jedynie Kara Chermosk z
grupą swoich najwierniejszych poruczników była w stanie nawiązać w miarę równą walkę, ale wobec
przewagi liczebnej wroga i ona uległa. Gdy tylko walki w głównej sali wygasły, atakujący rozeszli się
po bocznych korytarzach, zaś pośrodku sali zmaterializowała się kolejna ich grupa, a wraz z nimi
dziwaczny kryształ umieszczony na kamiennym postumencie. Jedna z cienistych postaci potężnym
zaklęciem zniszczyła zhentarimski portal, który rozpadł się na części, jej towarzysze umieścili kryształ
pośrodku jego szczątków, a następnie wrzucili ciała zabitych w głównej sali bane’itów na jedną stertę
wokół kryształu. Niedługo potem powrócili ich towarzysze, dorzynający w międzyczasie pozostałości
garnizonu w reszcie kompleksu i cała grupa teleportowała się, nie pozostawiając po sobie żadnych
śladów poza tajemniczym kryształem. Ten zaś zaczął powoli pulsować zielonym światłem, którego
moc stopniowo rosła. Z początku nic się nie działo, ale po pewnym czasie zwłoki rozrzucone wokół
kryształu zaczęły zauważalnie drżeć. Powoli z ciał zabitych zaczęły unosić się strużki dymu, formujące
się nad nimi w widmowe kształty, stopniowo nabierające humanoidalnych cech – cienie. Gdy tylko się
uformowały, ruszały one w stronę magicznego urządzenia i wnikały w jego wnętrze, ginąc bez śladu.
Kondukt dziesiątek cieni ciągnął do kryształu z całego kompleksu, aż wreszcie ostatni cień, ostatnia
dusza obrońców posterunku, zniknęła we wnętrzu.
Nad posterunkiem zapadła złowroga cisza, lecz nie na długo. Oto poszukiwacze przygód powrócili,
żądni potęgi i bogactw i zaczęli rabować grobowiec, jakim stał się teraz posterunek. Złowrogi
kryształ przyciągnął ich uwagę, budząc zrozumiałą ostrożność, posłali więc stworzonego przez siebie
zombie, by dyskretnie obrabować zwłoki złożone obok niego. Lecz oto moc kryształu ponownie
się przebudziła, nieświadomy niczego nieumarły dotknął jego powierzchni i potężna fala zielonego
światła rozlała się po kompleksie, a wszyscy podróżnicy padli na ziemię. Nieprzytomni? Martwi? Któż
zgadnie, dość powiedzieć, że niedługo potem także z ich ciał poczęły unosić się kłęby cienistej energii,
formując ich półprzezroczyste wersje. Tym razem jednak coś zakłóciło proces, ciała kilku spośród
leżących podróżników poczęły emitować podobny blask do tego, jaki wytwarzał pulsujący kryształ, a
strużki cienistej energii z nich uchodzące poczęły się jarzyć wściekle zieloną barwą i powoli dryfowały
w kierunku kryształu. Ten zaś, absorbując ich energię zaczął pulsować coraz mocniej i mocniej, a
na jego powierzchni zaczęły pojawiać się drobne nici pęknięć, przez które przebijała niebieskawa
poświata. Stopniowo pęknięcia pokryły całą powierzchnię kryształu, a niebieski blask zupełnie
przesłonił zielonkawą aurę, emitowaną wcześniej przez urządzenie. Nagle kryształ eksplodował i
potężny stożek niebieskich strumieniu trysnął w górę, trawiąc litą skałę sklepienia jaskini i wszystko,
co napotkał na swej drodze. Gdy w końcu zgromadzona w krysztale moc wyładowała się, na
ciała leżących dookoła niego podróżników padły promienie słońca, świecącego przez powstały w
dawnym sklepieniu jaskini potężnym otworze. Poszukiwacze przygód zaś powoli i z trudem odzyskali
przytomność...
Podróżnicy ocknęli się z takim samym ekwipunkiem, jaki posiadali przed aktywacją kryształu, ocalały
kilofy, młotki, żagle i narty i wszystkie inne bezcenne rzeczy, jakich byli zmuszeni pozbyć się w trakcie
trwania wizyty w Netherilu. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to wszystko było tylko snem,
wizją. Na drugi rzut oka była podobnie. Trzeci rzut oka zwrócił jednakże uwagę podróżników na
drobną różnicę w stanie ich posiadania. Oto bowiem zawartość pojemnej torby zmieniła się dość
znacznie, znajdowało się tam kilkadziesiąt kilogramów nietypowej odmiany residium używanej przez
Netherilczyków w ich tajnym projekcie, a także kasetki z niewielkimi próbkami residium o różnych
stopniach rafinacji. Dorra wydawała się być niezwykle przejęta tym, co zaszło i dała do zrozumienia
reszcie drużyny, że pozyskane przez nich residium niekoniecznie musi dać się spożytkować w taki
sam sposób, jak *jej* residium, zażądała jednak czasu na badania nad nim, bo bez tego nie mogła dać
precyzyjnych odpowiedzi. Na pocieszenie dodała jednak, że zgromadzone materiały powinny pomóc
jej ulepszyć proces pozyskiwania residium z magicznych przedmiotów, ale ponownie, potrzebowała
czasu, by mogła powiedzieć coś więcej. I zaraz też wzięła się do pracy w swym laboratorium.
Prowadzone zaś w tym czasie pozyskiwanie dóbr doczesnych na terenie spacyfikowanego posterunku
przyniosło drużynie znaleziska w postaci słabych przedmiotów magicznych, których wartość rynkowa
wynosiła 50 tys. sztuk złota i kolejne 20 tys. sztuk złota w monetach i kamieniach szlachetnych.
<wizja, jakiej członkowie drużyny doświadczyli po detonacji półkul residium, jakich powiernikami byli podczas misji w starożytnym netherilskim posterunku na dawno zaginionym kontynencie północnym>
Potężna eksplozja residium oślepiła was na moment, a zaraz potem znaleźliście się ponownie w
bezkresnej przestrzeni wypełnionej unoszącymi się obiektami najróżniejszego rodzaju. Po raz kolejny
w waszej wizji pojawiło się wściekle zielone pulsowanie, wywołując kolejne obrazy. Widok, jaki
zobaczyliście, był jednak wyjątkowo znajomy. Oto posterunek bane’itów, wciąż w pełni funkcjonalny
i grupa „specjalna” rzekomych agentów zhentarimskich, wyruszająca do krasnoludzkiego miasta
w Podmroku. Jednakże cokolwiek zarejestrowało te obrazy, nie podążyło za wami. Zamiast tego
pozostało zawieszone w głównej sali kompleksu jaskiń, ukazując magiczny portal, który lada chwila
miał zostać otwarty na rutynową komunikację z Twierdzą Zhentil. Kilka godzin później tak też się
stało, a dowódczyni posterunku, Kara Chermosk, wydawała serię komend podwładnym, wysyłając
kilku z nich przez portal i wręczając im jakieś zapieczętowane dokumenty. Cały posterunek został
postawiony w tym czasie na nogi, a portal pozostawał otwarty przez kolejne godziny bez śladu
aktywności.
Nagle zaczęły pojawiać się przechodzące przez niego postacie: najpierw wybitnie przerażeni strażnicy,
wcześniej wysłani z wiadomościami, zaraz za nimi zaś wkroczyła budząca respekt postać w długich,
czarnych szatach ozdobionych magicznymi runami, należąca niewątpliwie do zhentarimskich magów.
Za nią zaś przybyło kilku niższych rangą adeptów, dwa kamienne golemy i dwa wampiry. Zgromadzeni
na tę okazję okoliczni strażnicy w zdumieniu podziwiali przybyszów, nie mieli na to jednak za wiele
czasu, bo oto jeden ze strażników rzucił się z obnażoną bronią na pierwszego z powracających
posłańców, któremu przebił gardło ostrzem, zabijając go na miejscu. Zaraz potem padł jednak
rażony czarem posłanym z rąk dowodzącego oddziałem przybyszów czarodzieja. Tenże dowódca
zaś wdał się w ożywioną dyskusję z Karą Chermosk, która to rozmowa zdawała się budzić panikę
w słuchających jej strażnikach. I słusznie, bo niedługo potem dwudziestu żołnierzy Zhentarimów
zostało zgromadzonych przed portalem i zabitych przez adeptów czarnoksiężnika na oczach całego
garnizonu, by chwilę potem zostać wskrzeszonymi jako ghule. Kilka godzin później cały oddział
nekromanty opuścił główną salę, kierując się w głąb kompleksu.
Kolejne kilka dni upłynęło we względnym spokoju, aczkolwiek posterunek postawiony był w stan
alarmu i strażnicy całymi dniami ćwiczyli w głównej sali, pod krytycznym spojrzeniem dowódczyni. W
miarę upływu czasu jednak poczucie zagrożenia zdawało się maleć i rutyna powróciła do garnizonu.
I tego samego dnia rozpętało się piekło. Nic nie zwiastowało nadejścia zagrożenia, nie było żadnych
wyładowań magicznych, żadnych objawów zaniepokojenia wśród załogi posterunku. W jednym
momencie przechadzali się po głównej sali, zajmując się swoimi sprawami, w drugim walczyli o życie.
W jednej chwili w całej sali zmaterializowały się cieniste postacie, dzierżące promieniujące
nienaturalną aurą miecze i zaczęły masakrować kompletnie zaskoczonych obrońców. Gdy tylko któryś
ze strażników zdołał zebrać się na próbę ataku, jego przeciwnik znikał, teleportował się tuż za jego
plecami i przeszywał go na wylot mieczem. Garnizon nie miał żadnych szans, jedynie Kara Chermosk z
grupą swoich najwierniejszych poruczników była w stanie nawiązać w miarę równą walkę, ale wobec
przewagi liczebnej wroga i ona uległa. Gdy tylko walki w głównej sali wygasły, atakujący rozeszli się
po bocznych korytarzach, zaś pośrodku sali zmaterializowała się kolejna ich grupa, a wraz z nimi
dziwaczny kryształ umieszczony na kamiennym postumencie. Jedna z cienistych postaci potężnym
zaklęciem zniszczyła zhentarimski portal, który rozpadł się na części, jej towarzysze umieścili kryształ
pośrodku jego szczątków, a następnie wrzucili ciała zabitych w głównej sali bane’itów na jedną stertę
wokół kryształu. Niedługo potem powrócili ich towarzysze, dorzynający w międzyczasie pozostałości
garnizonu w reszcie kompleksu i cała grupa teleportowała się, nie pozostawiając po sobie żadnych
śladów poza tajemniczym kryształem. Ten zaś zaczął powoli pulsować zielonym światłem, którego
moc stopniowo rosła. Z początku nic się nie działo, ale po pewnym czasie zwłoki rozrzucone wokół
kryształu zaczęły zauważalnie drżeć. Powoli z ciał zabitych zaczęły unosić się strużki dymu, formujące
się nad nimi w widmowe kształty, stopniowo nabierające humanoidalnych cech – cienie. Gdy tylko się
uformowały, ruszały one w stronę magicznego urządzenia i wnikały w jego wnętrze, ginąc bez śladu.
Kondukt dziesiątek cieni ciągnął do kryształu z całego kompleksu, aż wreszcie ostatni cień, ostatnia
dusza obrońców posterunku, zniknęła we wnętrzu.
Nad posterunkiem zapadła złowroga cisza, lecz nie na długo. Oto poszukiwacze przygód powrócili,
żądni potęgi i bogactw i zaczęli rabować grobowiec, jakim stał się teraz posterunek. Złowrogi
kryształ przyciągnął ich uwagę, budząc zrozumiałą ostrożność, posłali więc stworzonego przez siebie
zombie, by dyskretnie obrabować zwłoki złożone obok niego. Lecz oto moc kryształu ponownie
się przebudziła, nieświadomy niczego nieumarły dotknął jego powierzchni i potężna fala zielonego
światła rozlała się po kompleksie, a wszyscy podróżnicy padli na ziemię. Nieprzytomni? Martwi? Któż
zgadnie, dość powiedzieć, że niedługo potem także z ich ciał poczęły unosić się kłęby cienistej energii,
formując ich półprzezroczyste wersje. Tym razem jednak coś zakłóciło proces, ciała kilku spośród
leżących podróżników poczęły emitować podobny blask do tego, jaki wytwarzał pulsujący kryształ, a
strużki cienistej energii z nich uchodzące poczęły się jarzyć wściekle zieloną barwą i powoli dryfowały
w kierunku kryształu. Ten zaś, absorbując ich energię zaczął pulsować coraz mocniej i mocniej, a
na jego powierzchni zaczęły pojawiać się drobne nici pęknięć, przez które przebijała niebieskawa
poświata. Stopniowo pęknięcia pokryły całą powierzchnię kryształu, a niebieski blask zupełnie
przesłonił zielonkawą aurę, emitowaną wcześniej przez urządzenie. Nagle kryształ eksplodował i
potężny stożek niebieskich strumieniu trysnął w górę, trawiąc litą skałę sklepienia jaskini i wszystko,
co napotkał na swej drodze. Gdy w końcu zgromadzona w krysztale moc wyładowała się, na
ciała leżących dookoła niego podróżników padły promienie słońca, świecącego przez powstały w
dawnym sklepieniu jaskini potężnym otworze. Poszukiwacze przygód zaś powoli i z trudem odzyskali
przytomność...
Podróżnicy ocknęli się z takim samym ekwipunkiem, jaki posiadali przed aktywacją kryształu, ocalały
kilofy, młotki, żagle i narty i wszystkie inne bezcenne rzeczy, jakich byli zmuszeni pozbyć się w trakcie
trwania wizyty w Netherilu. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to wszystko było tylko snem,
wizją. Na drugi rzut oka była podobnie. Trzeci rzut oka zwrócił jednakże uwagę podróżników na
drobną różnicę w stanie ich posiadania. Oto bowiem zawartość pojemnej torby zmieniła się dość
znacznie, znajdowało się tam kilkadziesiąt kilogramów nietypowej odmiany residium używanej przez
Netherilczyków w ich tajnym projekcie, a także kasetki z niewielkimi próbkami residium o różnych
stopniach rafinacji. Dorra wydawała się być niezwykle przejęta tym, co zaszło i dała do zrozumienia
reszcie drużyny, że pozyskane przez nich residium niekoniecznie musi dać się spożytkować w taki
sam sposób, jak *jej* residium, zażądała jednak czasu na badania nad nim, bo bez tego nie mogła dać
precyzyjnych odpowiedzi. Na pocieszenie dodała jednak, że zgromadzone materiały powinny pomóc
jej ulepszyć proces pozyskiwania residium z magicznych przedmiotów, ale ponownie, potrzebowała
czasu, by mogła powiedzieć coś więcej. I zaraz też wzięła się do pracy w swym laboratorium.
Prowadzone zaś w tym czasie pozyskiwanie dóbr doczesnych na terenie spacyfikowanego posterunku
przyniosło drużynie znaleziska w postaci słabych przedmiotów magicznych, których wartość rynkowa
wynosiła 50 tys. sztuk złota i kolejne 20 tys. sztuk złota w monetach i kamieniach szlachetnych.